wtorek, 29 lipca 2014

Boso


Piasek nad otwartym morzem jest drobniutki, subtelnie biały, czysty. Na plaży nie ma nic, jest tylko piasek, woda i niebo. I skóra. Woda jest czysta i zimna. Na horyzoncie tylko jakaś jedna zbłąkana żaglówka, biały trójkąt, bardzo klasyczny. Archetyp żaglówki. Wiatr przynosi na przemian morski chłód i suche fale gorącego powietrza znad lądu.


Piasek nad Zatoką jest gęsty, jakiś taki ordynarnie gruby, żółty, pełny śmietków mniejszych i większych. Tłumy klapek i kostiumów. Woda ciepła i jakaś mętna. Zupa. Na horyzoncie ciągną tankowce, ciągną jeden za drugim przez całą dobę wioząc ropę i inne rzeczy. To się nazywa przemysł, postęp, iPod, iPhone, iPad, iPit i iPet.

Przerażający kontrast.

Buty wędrują w garści od plaży do samego domu. A w tym czasie przez pięć kilometrów stopy doświadczają wody, mokrego piasku, suchego piasku, trawy, trawy z szyszkami, chropowatego chodnika, płaskich płytek, płaskiego chodnika, chropowatej ścieżki rowerowej, gładkich płytek chodnikowych z jakimiś kłującymi ziarenkami czegoś, asfaltu, śliskiej farby którą pomalowano pasy, chłodnego mokrego chodnika, kostki brukowej, płytek w bloku, podłogi windy, podłogi korytarza, dna kabiny prysznicowej. Stopy wracają do ery sprzed iPoda, sprzed komputera i telefonu, sprzed ery żarówki. Tylko asfalt jakiś taki obcy, płytki chodnikowe nieswoje, dziwne i niewytłumaczalne, przerażające i sprzeczne, zaprojektowane z myślą o butach, których nie można ubrudzić. Niedostosowane do potrzeb stopy, do naturalnej potrzeby człowieka do kontaktu z Ziemią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz