środa, 11 lutego 2015

Chleb z Biedronki na zakwasie

Zakręciłem się swego czasu (było to w połowie grudnia) na chleb na zakwasie. Temat zaczynał w internecie kipieć do tego stopnia, że doszło to do mnie. Kupiwszy kilogram mąki żytniej zacząłem robić zakwas, czyli mieszać mąkę żytnią z wodą w odpowiednich proporcjach, odstępach czasu i mieszać w równie określonych porach. Niestety słabo logistycznie byłem do tego przedsięwzięcia przygotowany i już drugiego dnia okazało się, że coś pomyliłem w kwestii odstępów czasowych miedzy jednym "dokarmianiem" zakwasu a kolejnym. Nieważne, nie zrażałem się tym, bo przecież zakwas zaczynał nabierać tego specyficznego zapaszku (nie powiem, żeby był przyjemny, ale też nie był jakoś odrażający) więc już zupełnie jechałem jak Ułan pod okienko, z pełną fantazją i luźną interpretacją przepisu. Skończyło się na tym, że pewnego dnia zapaszek zakwasu zaczynał być bardziej nieprzyjemny niż przyjemny, więc przystąpiłem do dzieła kombinując dwa różne przepisy w jeden w taki sposób, żeby było mi wygodniej. To było iście bombowe połączenie.

Zagniótłszy "chleb" podług moich najlepszych umiejętności i możliwości logistycznych (gniótł ktoś kiedyś ciasto na desce do krojenia chleba?) położyłem go na kaloryferze, żeby wyrósł. Gdy jednak po pół godziny chleb ani drgnął a zamiast tego na wierzchu pojawiła się twarda skorupa sugerująca, że raczej nie urośnie, wsadziłem obydwa "bochenki" do piekarnika na wskazaną temperaturę. Nie powiem, zapach się roznosił przyjemny, z wyglądu też nie było źle. W smaku - zdecydowanie za słony. W konsystencji - bombowy. To znaczy: gdybym rzucił bochenkiem w okno, nie mielibyśmy szyby. Czyli że pocisk artyleryjski. Dla pewności odgryzłem również kawałek z drugiego bochenka p czym obydwa wylądowały w koszu. Rzadko mi się zdarza wyrzucać do kosza jedzenie, ale to przecież nie było jedzenie, o czym już wspomniałem.

Jakoś po Nowym Roku chleb żytni na zakwasie trafił pod strzechy. Czyli do Lidla. Jak poparzony pobiegłem zakupić i zrecenzować. Nie zrecenzowałem jednak, gdyż zjadłem już na drugi dzień, podczas gdy zweryfikować chciałem tezę, że świeżość zachowuje kilka dni. Trzeba jednak przyznać, że w smaku lidlowy chleb na zakwasie ma to coś.

Zupełnie rozbroiła mnie natomiast nie tak dawno temu Biedronka, która, idąc za ciosem, niechcący wymierzyła sama sobie nokautujący cios prosto w nos. Chleb "Polskie Zboża" znany z tego, że kosztuje 1,59 zł za pół kilograma i że nie zjedzony przez kilka dni staje się albo obrzydliwie wiórowato suchy i niejadalny albo powleka go pleśń czasu; otóż tenże chleb stał się rzutem na taśmę chlebem krojonym 500g tradycyjnym na naturalnym zakwasie (tak przynajmniej wynika z umiejscowionej przy nim półce z nim plakietki), rodząc w ten sposób elementarne pytanie: czym jest właściwie zakwas? Oprócz tego, że chwytem reklamowym, może się okazać, że gdzieś pod tym chlebem faktycznie leży jakiś kawałek zakwasu. A jeśli tak, to zwracam honor.

wtorek, 10 lutego 2015

Fucking disgusted

Jestem kurwa za przeproszeniem kurewsko zniesmaczony. Zniesmaczony tym, jak ludzie znani mi mniej lub bardziej pchają się, cisną drzwiami i oknami, napierają rękami i nogami na pieniądze, na sukces, na awans, na kolejne pozycje do CV, na to, żeby mieć więcej, więcej wydawać, więcej konsumować, bardziej się zadłużać. A potem zapewne domagać się od nie wiadomo kogo obniżenia kursu franka. Społeczeństwo oczekujące, pretensjonalne, któremu się należy. Górnikom daj dłoń a wezmą całą rękę. Od kilku dni strajkują rolnicy. Nie wiem nawet przeciw czemu, ważne, żeby strajkować.

Jestem tym zniesmaczony dlatego, że sam tak nie potrafię. Albo po prostu nie chcę. I czasami coraz bardziej tęsknię do końca świata.

Koleżanka z fejsbuka składa swojemu dwuletniemu synkowi życzenia urodzinowe na fejsbuku. Oczywiście, że dziecko nie umie czytać. Ale trzeba się wszystkim pochwalić, przypomnieć, że się ma dziecko. No dobra, lepsze już to dziecko niż kolejny nowy smartfon. Na raty.