piątek, 13 marca 2015

Kot

O tym, że określenie "mieć kota" ma znacznie dosłowne jak i przenośne, wiadomo mi jest nie od dawna, natomiast zaskoczyło mnie jak łatwo znaczenie dosłowne może się pokrywać z przenośnym.

Znajoma z pracy ma kota, ale to nie jakiegoś tam dachowca, lecz kota profesjonalnego. Kota rasowego, tak bardzo rasowego, że swoim rodowodem pewnie nie ustępowałby dynastii Piastów. Kot z białym futrem i niebieskimi oczami chodzi na rynku po około 2 tysiące złotych, tegoż kota koleżance udało się jednak załatwić mniej więcej za darmo wskutek różnych mniej lub bardziej skomplikowanych okoliczności

Kot ma jednak swoje wady i nie wynikają one bynajmniej z faktu, że darowanemu kotu... koniu... koniowi... w zęby się  nie zagląda. Że tak powiem, wady te są temu kotu immanentne. Kot jest głuchy. Bo jak się okazuje, skrzyżowanie białej sierści i niebieskich oczu oznacza daje nam w pakiecie brak odbioru dźwięku na co najmniej jedno ucho. Nie wiem, jak dokładnie jest w przypadku tego kota. Faktem jest, że miauczy niemiłosiernie głośno, co wydaje się dość zrozumiałe w jego przypadku.

Kot wymaga więc nadzoru weterynaryjno-laryngologicznego, ale najwyraźniej również i weterynaryjno-gastrologicznego, bo jak się dowiaduję, kot zatruł się karmą dla kotów. Wcale mnie to nie dziwi, myślę sobie, kotu trzeba dać kurczaka i koniec. Ale nie! Kotu kurczaka dawać nie wolno, bo kurczak zawiera za dużo białka. A czy mysz też zawiera za dużo białka? Zależy ile zjadła sera... Trzeba dawać mu wołowinę, którą należy uprzednio zamrozić i rozmrozić. Żeby była bardziej miękka? krucha? bardziej lekkostrawna?

Taki kot nie przeżyłby na wolności ani dnia. To tylko taka zabawka dla tych, co chcą mieć kota, lubią mieć kota, mają kota na punkcie kota. Choć zawsze lepsza niż pyton albo jakiś inny kraken. A ja uwielbiam koty i nie potrafiłbym żadnemu z nich zgotować losu zamkniętego wśród czterech ścian mieszkania. Kot musi mieć wolność, w przeciwnym razie nie jest prawdziwym kotem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz