Musi się pan położyć dokładnie tak jak ja, instruuje mnie kobieta, która przed chwilą leżała na ziemi na plecach, z lekko rozchylonymi nogami i szeroko rozłożonymi ramionami. W kurtce i kapturze na głowie leżę i patrzę jak kołyszą się nade mną korony starych sosen. Obok mnie jeszcze dwie osoby.
W miejscu zwanym elipsą moc osiąga rząd stu dwudziestu tysięcy jednostek, gdzie pięćdziesiąt tysięcy to promieniowanie uznawane za boskie. Nie przyjechałem tu po to, a jednak leżę na ziemi i patrzę w niebo a za mną na ławeczkach siedzą ludzie. Jedna z nich, sędziwa staruszka, zadawszy retoryczne pytanie: za jakie grzechy oni tutaj tak leżą, ledwie słyszalnym szeptem w kółko niczym mantrę odczytuje tekst z tablicy informacyjnej.
Gdy byłam tu po raz pierwszy mało brakowało, a zaczęła bym lewitować, wspomina kobieta. Ja dzisiaj nie dochodzę do tego stanu, ale pamiętam doskonale, to wspaniałe uczucie, gdy pewnego razu, dawno temu, straciłem poczucie kontaktu z podłożem. Gdybym ponownie osiągnął ten stan, nie miałbym zahamowań, by pójść kolejny krok dalej.
Goci nie postawili kilku kamiennych kręgów i nie zbudowali tylu kurhanów w przypadkowym miejscu. Nie przypadkowo te właśnie głazy porośnięte są unikatowymi gatunkami porostów, które z niewiadomych względów nie chcą rosnąć nigdzie indziej. Ale dla niektórych to jest i będzie jedna wielka ściema.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz