Ma jakieś piętnaście lat. Nie cały oczywiście. Z tego, co było piętnaście lat temu, pozostała rama, siodełko, kierownica i przednia przerzutka. Reszta jest nowa. Wszystkie manetki na kierownicy - wymienione po masakrycznym wypadku, jakiego rower doznał kilka lat temu. Wymienione tylne koło, które się wygięło pod ciężarem dwutygodniowego rowerowego urlopu. To nowe jest wzmacniane. Tylna opona kosztowała całe osiemdziesiąt złotych - droższej nie było, ale to jest cena jaką płaci się niejako prewencyjnie, gdy poprzednia opona jest porwana po roku użytkowania. Zębatki od tylnej przerzutki nowe, bo w starych powyginały, powyłamywały bądź pościerały się zęby. Również tak zwany wolnobieg, czyli to, co jest w tylnej piaście, poszedł do wymiany po tym, jak pewnego letniego dnia kręciło się pedałami a rower stał w miejscu. Za jednym zamachem szarpnąłem się na nową tylną przerzutkę, bo i ona wykręciła mi żart na obrzeżach Krakowa. Do tego wszystkie linki łącznie z tymi od hamulców, bo i je kazałem kompletnie wymienić. W międzyczasie rower został doposażony w aluminiowy bagażnik, błotniki i lampki na magnes. Ostatnio do wymiany poszło przednie koło wraz z jeszcze oryginalną oponą. Koło było już lekko wykrzywione. Teraz ma się wrażenie, jakby rower sam jechał, takie już były opory w starym kole.
W rower z supermarketu za mniej niż trzysta złotych wpakowałem na przestrzeni kilku lat już prawie tysiąc. Niby ten sam, ale jakby nowy. I mówię, że przejechałem na nim kilka tysięcy kilometrów, ale tak w sumie to nie, bo na każdej części przejechałem inny dystans. Za każdym razem, gdy mówię tacie o tym, jak wymieniłem w nim kolejny element, tata stwierdza, że już lepiej by było kupić nowy. Ale jak mogę pozbyć się takiego napakowanego pasją i bagażem emocjonalnym cuda i kupić coś bez historii i od zera? Czasami klnę na niego, ale trudno bez niego żyć.
Jest zielony. Nosi dumny ale i bardzo ogólny, sztampowo-marketingowy i nic nie mówiący napis Explorer. Jest też niesmiertelna naklejka z napisem no vibration, cokolwiek miała by znaczyć.
Czasami się zastanawiam, czy powinien dostać imię.
Oczywiście, że powinien dostać imię :) Proponuję konkurs na imię:) Co Ty na to??
OdpowiedzUsuńoczywiście, ale to nie może być męskie imię
OdpowiedzUsuń