sobota, 29 marca 2014

Kaszubska Atlantyda i geologiczne dziwa

Dzisiejsza wycieczka rowerowa (70km) skończyła się potwornym bólem kolana, w które nawet się nie raczyłem uderzyć. Dzięki niemu może jutro wreszcie sobie poleniuchuję. Po dwóch deprymujących godzinach jazdy na rowerze przed Gdańsk, Sopot i Gdynię udało mi się wydostać poza granicę tej ostatniej, na wolne przestrzenie.

Stoję na ziemi na pode mną koleś lata na paralotni. To jest urok Mechlińskiego klifu. Zatoka Gdańska spotyka się tu w sekwencją wzniesień, opisanych na mapie jako Grunwaldowe Góry. Mają niewiele ponad 20 metrów, ale paralotniarz tnie nad samą wodą i wyprawia różne wymyśle akrobacje. Wie, że jest obserwowany.

W Rewie postawiono krzyż, którego ramiona są kotwicami. Za nim zaczyna się mniejsza wersja Półwyspu Helskiego - Cypel Rewski. Kawałek plaży wbija się wąskim klinem na ponad kilometr w morze. Z jednej strony o brzeg biją fale, z drugiej zupełnie płaska tafla wody. Przez całą zatokę ciągnie się mielizna, nieraz wyłaniająca się z wody. Da się po nich przejść na Hel, choć jest to dość ekstremalne przeżycie. Tym nie mniej "Starsi mieszkańcy półwyspu czasami opowiadają o czasach, kiedy przez zatokę chodzili na skróty na drugi brzeg do kościoła i na targ do Gdyni" (18 km krócej, ale chyba nie chodziło o skrót tylko o przygodę) - fakt, być może dlatego, że nie było tam wtedy co najmniej jednego sztucznego przekopu przez mieliznę, czyli Ryf Mew. Tylko czekać aż Zatoka Pucka stanie się formalnie największym jeziorem w Polsce.

Ujście rzeki Redy znajdowało się niegdyś około kilometr dalej na północ od obecnego. Bieg rzeki zmieniono sztucznie. Nad stary ujściem wśród położonych prawie równo z poziomem morza łąk (obecnie rezerwat) istniała już od XVI wieku rybacka osada. Nieraz podczas zimowych sztormów zalani :) mieszkańcy przez wiele dni czekali na strychach swoich odciętych od świata domów aż woda opadnie. To miejsce musiało mieć swój jakiś urok, skoro zniknęło dopiero w połowie XX wieku. Wystarczyło przekierować rzekę Redę w inne koryto, co się wydarzyło ot tak, podczas melioracji - płynący od lądu strumień przestał nanosić materiał "skalny" a morze zaczęło powoli zabierać to, co do niego należy. Ostatni nie pochłonięty przez morze dom spłonął w latach 60-tych.

Co dziś pozostało po Bece? Patrząc z najbliższej drogi na płaskie jak stół łąki widać w oddali kępkę zarośli i trzy wystające z niej większe drzewa. Między nimi można dopatrzyć się krzyża. Postawiono go na pamiątkę. Na miejscu wciąż jeszcze poniewierają się cegły, z których ktoś zbudował prosty piecyk na potrzeby miłego spędzania wieczorów. Nie da się nie zauważyć potężnej podmurówki jakiegoś budynku. I na samej wąskiej plaży więcej niż w okolicy dużych kamieni. Przeszłość jest tak blisko nas.

2 komentarze:

  1. .... moja wycieczka 30-km-etrowa zakończyła się bolesnością pośladków!!!!! przeżywam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dlatego wezmę 40kg dociążenia i nie będziemy przekraczać 50-tki ;)

    OdpowiedzUsuń