Po raz kolejny spróbowałem pójść w nocy do lasu. Zaplanowana trasa o długości około czterech kilometrów zatacza w lesie pętlę. Została wyznaczona po konsultacji z Google Maps (widok: satelita) tak, aby nie były to jakieś wąskie leśne ścieżyny, tylko dość szerokie leśne drogi.
Idę więc dziś do lasu. Nie czuję żadnego strachu, przerażenia, paraliżu ani syndromu przedegzaminacyjnego. Tak jak bym szedł na zwykły spacer, ot tak, do lasu i z powrotem. Spacer ma zweryfikować moją zdolność do orientacji w terenie leśnym w warunkach nocnych, dlatego ważne jest przejście z góry wyznaczoną trasą. I tak po pół godziny spaceru do miejsca startu wchodzę do lasu. Na początku idę skrajem polany, gdzie jest względnie jasno, i boję się trochę, ale już dalej w las zupełnie ciemno i strach mija. Wyobraźnia odstawiona w kąt.
Schody zaczynają się już po przejściu pierwszego kilometra. Ścieżki coś się rozwidlają. Tego nie było w planie. Nie wiem, w którą stronę mam iść. Na początek próbuję bardziej w lewo. Jednak po niedługim czasie ten kierunek traci wiarygodność a w oddali słychać buszujące dziki gdzieś mniej więcej przede mną. Więc zawracam i idę na rozwidleniu prawo. Tu zachodzę nieco dalej, ale dziki słychać jeszcze bardziej na lewej flance. Co najmniej trzy sztuki. Wystarczająco dużo, żeby mnie okrążyć. Po jakimś czasie się uciszają, jakby zatrzymały się i obserwowały mnie. Wystarczy jednak głośniej poszurać nogą i się uaktywniają. Próbuję namierzyć je latarką, ale jest za gęsto, wydychane nosem powietrze zamienia się w parę i skutecznie utrudnia patrzenie. Cholernie boję się, że mogą mnie zaskoczyć.
Desperacki zamiar pójścia dalej ostatecznie krzyżuje wdepnięcie w dość głęboką błotnistą kałużę. Nie mogę jednocześnie patrzeć za dzikami, patrzeć pod nogi i nasłuchiwać, gdy błocko bezczelnie plumka pod moimi butami. Słabo by wyglądała ewakuacja w takiej sytuacji. Nie wiem jaką mam podstawę wybierać się wiosną na 25-cio kilometrowy nocny marsz na orientację, jeżeli już po półtora kilometra tracę pewność gdzie jestem. Nie wspominam o innych atrakcjach. No ale może krok po kroku?
Ciemny las, czasem zawieje wiatr i zaszeleszczą wysuszone dębowe liście na drzewach. Robi się nieswojo. Od czasu do czasu słychać w oddali wybuchy. To jeszcze pozostałości fajerwerków i petard z dzisiejszej nocy sylwestrowej. Te wybuchy o dziwo dodają mi pewności siebie. Dziwny jest ten świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz