Po obejrzeniu swego czasu trzech (bo więcej już nie mogłem) odcinków ociekającego krwią i seksem 'Spartacusa', nie spodziewałem się po emitowanych na History 'Wikingach' niczego lepszego. Ot, będzie to bezsensowna krwawa jatka w mrocznym klimacie północy nie mająca zbyt wiele wspólnego z historią, nawet mimo nazwy jej producenta. Wziąłem się za 'Wikingów' tylko i wyłącznie dlatego, że zawsze oglądam filmy, seriale i inne produkcje w klimacie średniowiecza tudzież lekkiego fantasy.
Jeśli pierwszy i drugi odcinek już są w stanie nakłonić mnie do kolejnych, to nie jest źle. Potem już idzie. Nie znam historii aż na tyle, żebym mógł się do czegoś przyczepić. Najazd na Landisfarne jest, więc moja podstawowa potrzeba zgodności z historią zostaje zaspokojona. Jak to na północy, wiatr, chmury, ni to zmierzch ni to świt, słońce rzadko zagląda bohaterom w oczy, więc moja potrzeba zgodności geograficznej też zaspokojona. Co ostatnio rzadko zdarza się w filmach, w serialach jest na porządku dziennym: zraniony w nogę Ragnar utyka. Też mi sensacja, a jednak. Widział ktoś żeby w 'Hobbicie' smok kogokolwiek chociaż osmalił? I co równie ciekawe, ludzie tu giną, i to bynajmniej nie bohaterowie epizodyczni.
Serial trzyma w napięciu, nie ma żadnych pretensjonalnych "nieoczekiwanych" zwrotów
akcji, to nie jest serial przygodowy. Tu się buduje - buduje się klimat i napięcie. Nie przez akcję, tylko przez umiejętne, bardzo sugestywne zestawianie scen. Paradoksalnie chyba wtedy, kiedy najmniej
się dzieje i akcja zwalnia, napięcie rośnie. Taka cisza przed burzą.
Co jeszcze mamy w 'Wikingach'? Jak dla mnie pewną demitologizację: ludzie z północy walczą zacieklej, niż chrześcijanie, bo ich Niebo to Walhalla, do której trafiają wojownicy - nie zaś duszyczki, które czynią dobro, bądź nawracają się na łożu śmierci. Nie posiadają żadnej nadludzkiej siły. Nie mają szacunku do cudzych symboli religijnych. Są w chrześcijańskiej Europie zjawiskiem zupełnie nowym, nieznanym, i dlatego nieprzewidywalnym i tak przerażającym. Składają ofiary ze zwierząt a nawet z ludzi, nie ze złota, bo każda kultura kocha i czci swoich bogów na swój sposób. Nie znają pojęcia dobra. Liczy się skuteczność w osiąganiu celu, którym jest dobrobyt i bezpieczeństwo własnej rodziny. Od czasu do czasu grupowo faszerują się grzybkami halucynogennymi, mordują się nawzajem, ale też mają swoje zasady.
Czy wikingowie to źli ludzie? Do angielskiego klasztoru przybywa grupka Wikingów. Dosłownie grupka - poprzedniej nocy trzęśli się z zimna (czy nawet ze strachu) w łodzi. Następnego ranka bez żadnych skrupułów zabijają mnichów, bo co będą im przeszkadzać przy łupieniu. Nie jakoś szczególnie brutalnie, po prostu rzeczowo, tak, żeby zabić i tyle. Ale to wystarcza, żeby zapoczątkować spiralę panicznego strachu. Są w tym świecie tak samo nowi i to widać w ich zachowaniu. Wystarczy popatrzeć na scenę chrztu jednego z nich - to jest kwintesencja idei tego serialu. O tym, jak są dziś postrzegani wynika zapewne z większej siły przebicia chrześcijańskiego piśmiennictwa.
W Wikingach mamy raczej historię z punktu widzenia samych zainteresowanych, okraszoną iście sadystycznym uśmiechem (bezcenny!) samego Ragnara Lothbroka. Oni nie są ani dobrzy, ani źli. Po prostu inni i jako takich trzeba ich postrzegać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz