wtorek, 21 stycznia 2014

Pamięć

Koniec szutrowej drogi, którą właśnie wyprzedził mnie samochód, niknie w tumanie pyłu. Schronienia nie obiecują nawet ciągnące się po obu stronach pola kukurydzy. Trzeba przeczekać aż kurz opadnie, jak emocje.

W dość symbolicznym centrum wsi stoi przy skrzyżowaniu czterech dróg sklep. Dzisiaj nawet nikt pod nim nie pije. Cisza.

To chyba niedziela była.

Przyjechałem tu od wschodu. Na południe dojeżdża się do szosy, którą dziesiątki razy przemierzałem jako pasażer samochodu. Tędy zawsze jechało się do/od babci. Ta droga zapadnie w pamięć na zawsze. Jakkolwiek by się nie zmieniła, zawsze odnajdę w niej coś znajomego. Wszystko piękne, co znane z dzieciństwa, zapada w pamięć jako coś magicznego. To, czy zapadło w pamięć, okazuje się dopiero po latach. Na północny wschód dojedzie się jakoś do miejsca, gdzie inna z kolei szosa zapada w las. Też zapadła w moją pamięć. Tu był mój pierwszy raz w lesie. Wtedy (a miałem może z pięć lat) po raz pierwszy usłyszałem o sobie, że mam świetną orientację w terenie, tylko dlatego, że wiedziałem, w którą stronę należy wracać. Ponad dwadzieścia lat temu. Pamiętam jak dziś, pamiętam dokładnie. Na zachód jedzie się dalej i dalej, w rozległe lasy pełne jeziorek, wzniesień i bagien. W miejsca, do których zawsze ciągnęło mnie jak do tego nieznanego.

Samotna leśniczówka w towarzystwie trzystuletniego dębu i alei dwustuletnich modrzewi. Musiała to być bardzo stara droga. Kolejne magiczne miejsce z dzieciństwa. To miejsce raz nabierało a raz traciło swą moc. Teraz czuje jak wyjątkowo emanuje energią. Wioski schowane w lesie, jak mawiali rodzice, zabite dechami, bo ze wszystkich stron las. Gdzieś dalej na skraju wsi schowana w przydrożnych zaroślach opuszczona chałupa, na dachu której widać jeszcze resztki strzechy. Po przejechaniu jednej z wiosek wjeżdżało się na bardzo szeroką ziemną drogę prowadzącą przez las. Robiła niepokojące wrażenie. Teraz już położyli asfalt, straciła sto procent swojego uroku, zyskała na przejezdności. Takie są koleje. Moja babcia opowiadała, jak pracowała przed wojną w sklepie. Wracała do domu tylko na weekend (weekend, jak to się wtedy nazywało? chyba: na niedzielę), bo sklep znajdował się około dwadzieścia kilometrów od domu jej rodziców. Szła na piechotę, z czego dziesięć kilometrów przez las. Wtedy nie było szosy, tylko zwykła polno-leśna droga. Szło się nocą. Teraz, jeśli się przyłożę, jestem w stanie przejechać przez las rowerem w pół godziny.

Jadąc na południe w pewnym miejscu skręcało się w lewo w ledwie zauważalną leśną ścieżkę. Po około dwóch kilometrach znowu w lewo, tym razem już nie ścieżką, tylko przez las, przecinką. Po kilkuset metrach las się przerzedzał i zaczynało się coś jakby bagno. Jeziorko powoli zarastające. Tak zwane głodne jeziorko, zapewne dlatego, że połykało różne rzeczy. Dopiero w tym miejscu czułem, że tu jest pusto, jestem sam, tylko ja i dzikość przyrody. Cisza. Tu poczułem ją pierwszy raz.

Dlaczego po paru latach znowu przyjeżdżam w to miejsce? Byłem później w wielu innych miejscach, gdzie było równie pusto, dziko i odludnie. To formalnie bezimienne jeziorko stało się dla mnie pewnym archetypem (wzorcem?) dzikiej przyrody. Trudno już bez niego żyć. Chodzi za mną od dwóch dni, od dwóch dni nie wiem czemu nie mogę przestać o tym miejscu myśleć...

Za pomocą hipnozy można wyciągnąć z człowieka szczegóły wszystkiego, co widział, słyszał i odbierał wszelkimi innymi zmysłami. Swoisty film w (bardzo) HD z dźwiękiem i innymi atrakcjami. Po bajtach są kilobajty, potem mega, giga i tera. Kilka kolejek dalej jest taka jednostka, która zapewne pomieści wszystko to, co mamy w pamięci, łącznie z tym, z czego sobie sprawy nie zdajemy. Czy to wszystko jest naprawdę w naszych głowach, czy też jesteśmy podłączeni do jakiejś większej jednostki, pamięci zbiorowej, Kroniki Akaszy, chmury, cloud hosting server, czy jak to jeszcze nazwiemy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz