czwartek, 2 stycznia 2014

Słów parę o muzyce - Johanna Kurkela

Na nieformalnym spotkaniu z jednym z marketing managerów bardzo liczącej się wytwórni płytowej padło pytanie o to, jakie czynniki decydują o tym, że promuje się tego konkretnego artystę, a nie innego. Otóż decyzja ta pochodzi z góry, bynajmniej nie od Boga, ale od jakiegoś wyżej postawionego człowieczka, który wymaga, żeby skoncentrować się w szczególności na promocji np. Justina Biebera czy Miley Cyrus. Nie wiadomo zatem tak na prawdę, jakie czynniki determinują sukces. Wiadomo tylko, że jeśli niżej postawieni bardziej lokalni menadżerowie nie zaangażują się dostatecznie w całe przedsięwzięcie, to zaangażuje się w tym celu innych. Idą za tym takie pieniądze, że z przeciętnego artysty można zrobić gwiazdę, która nawet nie musi specjalnie ilościowo ani jakościowo śpiewać. Wystarczy, że od czasu zszokuje ludzi lizaniem młotka i huśtaniem się nago na... no właśnie... wpiszcie sobie na Google Grafika "kula do burzenia budynków".

Powoli zacząłem mieć dość słuchania w kółko tej samej muzyki puszczanej w radiu. Prawie zawsze po angielsku, prawie zawsze o tym samym. W tym przypływie przerażenia i paniki sięgnąłem najdalej, jak się chyba dało bez opuszczania Europy i zacząłem przeszukiwać fiński rynek muzyczny z naciskiem na artystów śpiewających po fińsku. Żeby się wreszcie skupić na muzyce, a nie na słowach. Po dwóch pierwszych próbach z fińskim hip-hopem (d**y jakoś nie urywa, ten język się do tego po prostu nie nadaje) trafiłem na Johannę Kurkelę (Johanna Kurkela - odmieniać to czy nie odmieniać?) i mało, że się zakochałem w muzyce, to jeszcze prawie w dziewczynie. Bo tu nagle skromna dziewczyna (nie jakaś tam wymalowana majli lala) śpiewa pięknym i czystym głosem piosenki, które nie eksplodują efektami specjalnymi, nie przyspieszają akcji serca, tylko spowalniają. Johanna zapewne nigdy w życiu nie wystąpiła by nago na żadnej kuli ani nie lizała by młotka, żeby podbić ilość wejść na YouTuba ("te, zobacz, bardziej kretyńskiego teledysku chyba nie widziałeś"). W Polsce jest znana co najwyżej osobom ściśle zainteresowanym. Szkoda, bo wolę oglądać ją niż Lady Gagę. Ale przede wszystkim słuchać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz