Wyobraźnia się przydaje w wielu różnych miejscach i sytuacjach. Ale jest jedna sytuacja, w której wyobraźnia nie pomaga: las w nocy.
W ramach psychicznego przygotowania do mającego się odbyć wczesną wiosną nocnego biegu (czy też maratonu) na orientację zaczynam chadzać do lasu po zmroku.
Odsłona pierwsza. Celem jest znaleziona w weekend wieża. Jest tam zlokalizowany geokesz, tylko dzięki temu trafiłem w to miejsce. Godzina 18:00. Ubrany odpowiednio wychodzę z domu. Czuję się tak, jak w dzieciństwie, gdy szedłem na badanie krwi. Tylko teraz idę sam. Nikt mi nie zabroni w ostatniej chwili zawrócić. Ale ja chce doświadczyć lasu w nocy. Bo nigdy nie będę wiedział jak to jest być w nocy w lesie. Godzina 18:10, wchodzę do lasu. Tylko jasno sprecyzowany cel pozwala mi iść do przodu, a w sumie to bardziej do góry niż do przodu. Godzina 18:15, stoję pod wieżą. (Ale się po lesie nachodziłem.) Wieża jest metalowa, podstawa 2x2 metry, wysokość około 20 metrów. Solidna, nie jakaś tam stara zardzewiała konstrukcja. Kolejny cel: wejść po drabince na szczyt, znaleźć ulokowanego na szczycie kesza, i zostawić wpis. Po pięciu minutach odwlekania tego momentu poprzez wszelakie przygotowania zaczynam wspinaczkę. Po 2/3 drogi do góry zaczynam odnosić wrażenie, że wolę już chodzić po tym lesie w nocy niż się wspinać po tej lekko chybotliwej konstrukcji. Lęku wysokości nie da się pozbyć, można tylko chwilowo pokonać. Na szczytowej platformie obmacuje wszystkie barierki wieży w poszukiwaniu zamocowanego magnesem pudełeczka zgodnie ze wskazówką, że kesza nie widać z zewnątrz. Nic. Schodzę, bo tyłek marznie na metalowej płycie. Trzeba będzie robić poprawkę. Formalnie porażka, ale jak to mówią, zwycięstwo moralne ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz