Dzisiaj pada deszcz. Czasami mży, czasami na krótkie chwile przestaje. Wieje, czasem mocno. Około pięciu stopni na plusie. Jak to się poetycko wyraża: ciężkie chmury suną nisko nad ziemią. Ogółem ładna pogoda. Dostatecznie ładna by iść do lasu. Rozłożoną parasolkę wiatr dosłownie miażdży - to przeciwieństwo wywinięcia parasolki. Czyli wiatr około pięć razy silniejszy od tego, który wywija parasolkę. Więc idę bez.
Drzewo grzeszników nazywa się to miejsce. Oto co napisano o nim w internecie:
W dawnych czasach, gdy wokół tutejszych terenów nie było jeszcze
rozwiniętych zabudowań, [...] drzewo pełniło nietypową
funkcję. Stało się obiektem kultu małego kościoła (teraz nazwalibyśmy go
sektą), założonego przez jednego z gdańskich rzemieślników. Było to
małe zgrupowanie, a sami członkowie doskonale maskowali swoją
przynależność. "Sekta" spośród ludności Gdańska wybierała osoby, które uważała za
grzeszników. Grzeszników według ich osądu - dodajmy. A więc odbywał się
swojego rodzaju samosąd, zaś grzesznicy byli nocą porywani z własnych
domów bądź napadani podczas wieczornych spacerów. Nie torturowano ich,
ani nie przetrzymywano (poza pojedynczymi aktami gwałtów na kobietach -
co według "dogmatów" stowarzyszenia miało uśmierzyć ich późniejszy ból [...]). Kierowano się do lasu, pod "drzewo grzeszników",
gdzie winowajcy najpierw kazano się wyspowiadać, a następnie rozbijano
mu głowę o kamień leżący przy drzewie. Grzesznika nagiego wieszano następnie na owym drzewie. Gdy wisiał
(najczęściej do świtu), mordercy odmawiali sobie tylko znane modlitwy.
Ciało zdejmowano rankiem i grzebano nieopodal. Co ciekawe - i tajemnicze
- nigdy nie znaleziono tutaj żadnych ludzkich szczątków. Drzewo za każdym razem robiło się ciemniejsze, bardziej powyginane,
łysiało, pojawiły się na nim dziwne narośle. Sekta potrafiła wytłumaczyć
to zjawisko. Drzewo nie mogło znieść "ciężaru grzechów" mordowanych
grzeszników. Informacji o działalności sekty nigdy nie odnaleziono,
kamień także nie ma żadnych widocznych śladów. Drzewo Grzeszników to Kasztanowiec, który w
okresie od maja do czerwca kwitnie. Co dziwne i istotne dla legendy,
kwitnie, ale nie wydaje owoców. Nigdy nie znaleziono pod nim ani jednego
kasztana... [...]
Pod drzewem, które wiekiem wygląda na około sto lat, niewielka podmurówka z kilkoma schodkami. Oceniając po wielkości, mogła to być tylko kapliczka.
Droga rozwidla się, idąc w prawo dotrzemy do drzewa, ja idę w lewo. Droga zaczyna się wić to w jedną to w drugą stronę. Po lewej stronie wznosi się stroma skarpa. U jej stóp coś na kształt szałasów, mniej lub bardziej szczelnych. Dwa szałasy i jeszcze dwa zadaszenia przyczajone na stoku. Idę dalej, droga się kończy błotnistą rozjeżdżoną polaną. W tym błocie sterta starych bochenków chleba. Kilkadziesiąt, rozmoczonych, śmierdzących, pleśniejących. Tu pewnie w lecie bezdomni mieszkają. Takie miejsca schowane tak blisko tych, które znamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz