Zespół dnia poprzedniego znany jest każdemu, mnie też się zdarza, ale tylko w postaci lekkiej suchości w ustach. Taką samą suchość, albo nawet większą miewam po zjedzeniu dużej ilości pizzy. Więc nie ma dramatu. Może dlatego bardziej daje mi się we znaki zespół dnia następnego.
Dopada mnie czasami coś takiego, gdy widzę ludzi chodzących na siłownię, na aerobik, pracujących i studiujących, kupujących to i tamto. Ludzi zabieganych, którzy wykorzystują każdą chwilę na maksa. Żeby jak najszybciej osiągnąć sukces: zawodowy, osobisty czy jaki tam inny. Tylko ja nic nie robię w kierunku np. awansu zawodowego, choć podobno mam potencjał. Nie chce mi się brać udziału w wyścigu szczurów, to nie jest na moje zdrowie. Czym więcej zarabiam tym więcej wydaję, i wcale nie oznacza to, że jestem bardziej szczęśliwy. Jestem tylko pozornie szczęśliwy, bo nie mam czasu na zastanawianie się. Ale życie i zdrowie łatwo przelatuje jak piasek między palcami.
Cały ten świat się niedługo załamie. Czym prędzej tym lepiej. Pracujemy coraz więcej, żeby coraz więcej zarabiać, ale nie mamy czasu, żeby cieszyć się tym co mamy. Spirala się nakręca. Potem umieramy młodo jak pewna 24-letnia dziewczyna pracująca na Indonezji w branży reklamowej. Mój współlokator potrafi pójść do pracy, po pracy pójść na imprezę, wrócić o 7 rano, pójść do pracy, po pracy pójść do znajomych i wrócić koło północy, potem pójść spać na parę godzin i rano znowu do pracy a za dwa dni powtarza cykl. Więcej napojów energetycznych i kawy, trzeba przecież żyć na maksa, żeby osiągnąć sukces i być szczęśliwym.
NIE, TAK ŻYĆ NIE CHCĘ!
Sukces to mieć to, co się chce.
Szczęście to chcieć to, co się ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz