Alkoholowe opowieści ... Licytacja
Koleżanka B:
Mamy takiego kolegę, który normalnie wygląda jak
Jezus. No i pewnego razu (impreza) drzwi do pokoju się otwierają, staje w
nich schlany kolega (nie ten Jezus, jakiś inny), rozkłada szeroko ręce i
oświadcza: dzisiaj śpię u was, po czym pada na podłogę na wznak. Ja
tylko wstaję, zamykam drzwi i idę dalej spać. Rano przychodzi kolega
Jezus. Budzi się również schlany dnia poprzedniego koleś, podnosi powoli
i boleśnie głowę, odwraca się, patrzy. A tam kolega Jezus. Więc na jego
zamarłej twarzy maluję się śmiertelne przerażenie a z ust dobywają
się słowa: Boże, schlałem się na śmierć.
Koleżanka A:
byliśmy ze znajomymi na Helu, jakoś tak na Sylwestra. Chłopaki się narąbali i porozbierali się do naga i zaczęli biegać wkoło budynku. My już wtedy poszłyśmy spać. Potem wzięli szufelki i udawali, że grają na gitarach. Byli już tak narąbani. Ja się z moim sąsiadem (i jednocześnie kolegą) zamieniłam łóżkami, ale on o tym zapomniał. Budzę się rano a w moim łóżku leży nago mój sąsiad Paweł. Dzwoni mama, odbieram, mama się pyta zadając jakieś ogólne pytanie w celu uzyskania "informacji" czy wszystko w porządku. W tym momencie Paweł doznaje przebudzenia się i centralnie do słuchawki rzuca tekstem: - Jak to nic nie piliśmy? Ale dlaczego ja leżę nago w twoim łóżku?
Koleżanka B:
Bydgoszcz, bliżej nieokreślona impreza, zakwaterowanie w hotelu. Zgromadziliśmy w jednym pokoju a nasze dokumenty telefony i klucze wrzuciliśmy dla pewności do jednej szuflady. Po jakimś czasie dzwoni telefon. Szukamy, szukamy, a to telefon Tomka dzwoni. Dzwoni jego tata, odbiera kolega: - To jest telefon Tomka ale to nie Tomek. - No tak, słyszę. - Tomek teraz... bierze prysznic. - No to przekażcie mu, żeby oddzwonił. Dobra, gdzie jest Tomek? Szukamy w naszym hotelu. Jest tylko jego kurtka, którą ktoś przyniósł razem z telefonem. Ale nigdzie nie ma Tomka. Dzwonimy do drugiego hotelu (tam też równoległa impreza) i pytamy czy nie ma u nich Tomka. Ni śladu. Kiedy go ostatnio widzieliście? Coś koło czwartej wychodził z kebaba. Dzwonimy do trzeciego hotelu z zapytaniem o Tomka. Tak też nic nie wiedzą. No nic, zgubił się to się i znajdzie. Po jakimś czasie (to już było rano, godzina może dziewiąta) dzwoni telefon z drugiego hotelu. Znaleźliśmy Tomka, spał na ławce pod hotelem. Po kebabie zgadał się z jakimś kolesiem, siedli na ławce i o czymś gadali. Potem tamten koleś sobie po prostu wstał i poszedł. A Tomek glebnął na ławkę i zasnął.
Koleżanka A:
Byłam swego czasu na Grunwaldzie, byłam tam łuczniczką (oczywiście cały strój, łuk itd), wcześniej w drużynie krzyżackiej, ale wtedy akurat w polskiej. Coś tam piliśmy w sensie miody pitne i jakieś tam wódki, potem kolega zapodał pomysł, żeby pójść do drużyny białoruskiej. Tam żeśmy się jakiegoś samogonu napili i się generalnie film urwał. Dowiedzieliśmy się potem jak wyglądała nasza droga powrotna do obozu z opowieści świadków. Świadkom nasza droga rzuciła się w oczy w momencie, gdy próbowaliśmy sforsować drewnianą barierkę. Kolega w krzyżackiej zbroi i płaszczu próbował się jakoś górą przerzucić. To się generalnie skończyło zatruciem alkoholowym na oddziale w szpitalu.
Koleżanka B:
Impreza. Kolega mi się tak dziwnie przygląda. Ja skądś cię znam. Ja się powoli czerwona robię a on myśli i myśli i przypomina sobie. Aż w końcu: Tak, to ty rzygałaś z balkonu przez pół ostatniej imprezy.
Koleżanka B:
Pewien kolega wraca do domu mocno nawalony z imprezy. Otwiera drzwi do domu, patrzy a tam na podłodze białe myszki. Przerażony zatrzaskuje drzwi i śpi na korytarzu jak popadło. Rano się okazuje, że to były takie zabawki dla kota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz