niedziela, 10 listopada 2013

Bursztyn (czyli jubiler amator)

Miałem na Żuławy jechać korzystając z ładnej pogody i być może jednego z ostatnich w tym roku weekendów z temperaturą powyżej zera nadającą się na rowerowe wycieczki 50+ km. Celem miała być holenderska architektura Żuław Wiślanych (szlak mennonitów). Skończyło się jednak jak zawsze, pojechałem na Wyspę Sobieszewską szukać bursztynu. Pretekstem była przebudowa mostu. Wiadomo, jak bym chciał to bym się przedostał na te Żuławy, choćby wpław, ale najpewniej naokoło, natomiast jak wiadomo, jak chce się psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie.

Pojechałem więc nad morze. O wielkości znalezionych dziś bursztynów nie ma co opowiadać. Cóż, dziś nad zatoką fala nawet się nie piętrzy. Przemoczone buty nie były tego warte. Ostatnim razem było znacznie lepiej. Dlatego opowiem dziś o tym, jak próbując naśladować bursztynników sprzed tysiąca, a może nawet dwóch tysięcy lat, własnoręcznie wykonałem ozdobę z bursztynu. Prezentowane surowce i narzędzia trącą na odległość skrajnym minimalizmem. Koszt wykonania ozdoby to zero złotych i zero groszy.

Składniki:
 - znaleziony własnoręcznie (chyba tak się mówi) bursztyn w formie płytki o nieregularnym kształcie i przybliżonych maksymalnych rozmiarach 35/25/5mm.
 - miedziany drut pozyskany z rzeczy, które poprzedni współlokator (elektryk) wyrzucił wyprowadzając się.
 - sznurówka od wyrzuconego buta (wiadomo, że jak coś wyrzucać to najpierw odseparować wszystko, co może się przydać ;)

Narzędzia:
 - scyzoryk (nieśmiertelny Victorinox odziedziczony po kimś tam z dalekiej rodziny)
 - ołówek (taki krótki, jakie to w Ikei dają do wypełniania ankiet)
 - mini kombinerki
 - kawałek skóry pozyskany z butów, które się już nie nadawały do chodzenia ze względu na podeszwę, która już nie chciała...
 - ziemniak (chyba, że ma się mąkę ziemniaczaną; można też próbować pszenną, ale zapewne to nie ten sam efekt)
 - opcjonalnie piasek z buta przyniesiony z plaży, o ile jest dostatecznie drobny; wydaje mi się, że ten z mojego buta był za gruby.


W pierwszej fazie obróbki oskrobujemy bursztyn z niechcianego pokrycia bądź też innych elementów, które go szpecą. Zeskrobany materiał zbieramy na kawałek skóry, aby nadać jej nieco bardziej ścierny charakter. Gdy uznajemy, że jest ok, polerujemy bursztyn na skórze. Przy dość długim pocieraniu (pół minuty intensywnego tarcia) skóra robi się ciemna, bursztyn zaczyna stawiać wyraźny opór i jest wyczuwalnie ciepły, wtedy wiemy, że kończy się faza polerowania a zaczyna ścieranie. Tak modelujemy, szlifujemy, polerujemy bursztyn. Ołówek podkładamy pod skórę, żeby móc skoncentrować nacisk na konkretne polerowane fragmenty. Ziemniaka używamy jako źródła mąki ziemniaczanej, która jak wiadomo doskonale nadaje się do polerowania srebra. Nie wiem czy z surowym ziemniakiem znalezionym koło windy (!!!) jest tak samo. Nie jest to oczywiście to samo, co widzimy jako efekt końcowy u jubilera. No ale przecież bawimy się w jubilerów amatorów.

Gdy już jest należycie wypolerowany lub gdy uznamy, że niedługo nic z niego nie zostanie, możemy przystąpić do przewiercania bursztynu. Przy użyciu miedzianego druta trwa to (przy grubości 4mm) około dwie godziny. Wiercimy naprzemiennie z dwóch stron. Co jakiś czas skracamy drut kombinerkami żeby był ostrzejszy. Miedziany element mocujący bursztyn ma lekkie aspiracje estetycznie: drut zwijamy na ołówku w spiralę. Mnie drutu starczyło zaledwie na cztery okrążenia, może dało by radę pięć, ale byłoby na styk. Bursztyn w miarę możliwości łączymy ze spiralką "na sztywno". Drugi koniec spiralki kończymy estetyczną i dyskretną pętelką. Dołączamy jeszcze jedno ogniwo, żeby bursztyn mógł sobie dyndać swobodnie ;) Wreszcie zawieszamy wisiorek na sznurówce. Gdybym miał starą skórzaną kurtkę, to bym zapewne jeszcze skórzany rzemyk sporządził.

Nie jest to może dzieło sztuki, ale satysfakcja jest niesamowita.


PS: na firmowym szkoleniu z kreatywnego rozwiązywania problemów udało mi się zdobyć kawałek jutowego sznurka. Koszt oczywiście kolejne zero złotych. No to teraz można powiedzieć: koniec wieńczy dzieło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz