środa, 20 listopada 2013

Mapa sprzed 2000 lat

Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem tak piękny i dziwny sen. Oto mam przed sobą mapę wybrzeża Zatoki Gdańskiej. Być może zasięg mapy jest nieco większy, tylko po prostu nie obejmuję jej całej wzrokiem. Jest to duża i dość dokładna mapa, na oko powiedziałbym, że o skali nie mniejszej niż 1:100 000 (czyli 1cm = 1km). Zawiera elementy topograficzne. Ale nie jest to zwykła mapa. To jest mapa tego obszaru sprzed około dwóch tysięcy lat...

Ta mapa jest syntezą moich marzeń oraz mojej wiedzy geograficzno-historycznej. Widzę na niej dawną linię brzegową, jakieś osady, piktogramy jak na współczesnych mapach turystycznych oznaczające rozmaite obiekty i atrakcje. Ale wciąż jest to współczesna mapa, nie taka jak kiedyś rysowano, z obrazkami górek i pagórków. To mapa z poziomicami, zaznaczonymi łąkami, polami, bagnami i lasami. I z morzem.

Ta mapa jest zaproszeniem do świata marzeń, do świata, w którym żyję w swoim małym pokoju z komputerem, mini wieżą i lustrzanką i mam kuchnię, łazienkę, prąd, ciepłą wodę, pracę od 8:30 do 17, konto w banku, telefon komórkowy, SKM, Biedronkę i inne sklepy. Ale jednocześnie mogę w dowolnej chwili przenieść się bardzo daleko w przeszłość, w czasy gdy w okolicach Gdańska coś może dymiło z paru chat, gdy na Kaszubach stały licznie drewniane grody, być może może należące do Celtów albo jakiejś innej kultury, która zbudowała kamienne kręgi w Borach Tucholskich. Przenieść się w czas, gdy wszystko porastał las a bagna w miejscach po dawnych przybrzeżnych jeziorach oddzielonych od morza mierzejami zarastały powoli by dziś być łąkami. Gdy Hel był wyspą owianą północno-zachodnimi wiatrami, gdy na bezludne i dzikie plaże morze wyrzucało swoje skarby, po które przybywali Rzymianie. Widzę na mapie rzymską faktorię, to Pruszcz Gdański, widzę zaznaczone miejsce po osadzie, którą zniszczył sztorm, nieco na północ od dzisiejszego Gdańska.

Od kiedy tu mieszkam już kilka razy wydawało mi się, może inaczej: miałem wizję, że jestem dzieckiem, ubrany w jakieś proste lniane ubranie, chodzę boso po plaży i zbieram bursztyny. Są dla mnie czymś tak oczywistym, jak wszystko inne, co wyrzuca morze. Zbieram je, bo przyjeżdżają po nie kupcy z dalekich krajów. Zbieram je, bo to najlepsze zajęcie, jakie przy moim wieku mogą dać mi rodzice. Jest jesień, morze wzburzone, niebo lekko zachmurzone, wieje wiatr. Ja zatrzymuję się i patrzę w dal, na północ. Co tam jest, daleko, daleko? Ludzie mówią, że jest wyspa. Widać ją w pogodne dni z klifu. A dalej, dalej za morzem też mieszkają ludzie, tacy jak my, tylko w jakimś innym języku mówią. Ale tacy sami.

Może kiedyś tam popłynę. I narysuję mapę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz