piątek, 8 listopada 2013

Bezchłań

Piątkowy wieczór jesienny powoli zmienia się w piątkową noc. Tak niepostrzeżenie jak ciemność zmienia się w ciemność. Nadmorskie miasto połyka mgła, snuje się po lądzie i po wodzie. Owija jego mieszkańców, tych starych i tych nowych. Morze ciche, spokojne, nie rzuca się o brzeg ani nie doprasza o uwagę. Latarnie rozbijają swoje światło o drobinki wody w powietrzu. Gdy i one się kończą, pozostaje tylko ledwie słyszalny plusk fal w wielkiej mlecznej masie. Miękka, bezgłośna piaskowa podłoga. Niewyczuwalne ręką ściany cały czas przede mną uciekają, ciemny bezdenny sufit wiedzie do góry, prosto ku gwiazdom. Nie wieje nawet wiatr. Świat zastygł w jedności pustki i ciszy. W jedności miejsca, czasu i akcji. Akcji serca. Choć to tak daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz